
02-07-2017
Cały dzień pod tytułem wiatr i woda. Rano na przystań przywiózł mnie kolega, padało już od paru godzin zapakowałem się w deszczu i w deszczu wyruszyłem w drogę.
Po drodze na wysokości Starego Miasta zatrzymałem się na herbatę u kolegów którzy pracują na promach pasażerskich, trochę się wysuszyłem pogadaliśmy i dalej. Za Warszawą do deszczu dołączył wiatr, niestety od dziobu. Nie będę opisywał tego jak się płynie w deszczu i na dodatek pod wiatr bo można sobie wyobrazić że było ciężko a miejscami bardzo ciężko. Po tym jak przestało padać za Warszawą zatrzymałem się żeby odpocząć i zjeść coś, było mi tak zimno że rozpaliłem ognisko i dobre dwie godziny siedziałem czekając na to żeby się wysuszyć i żeby wiatr trochę przycichł. Przed Nowym Dworem Mazowieckim trafiłem na coś w rodzaju szkwału nie wiem nawet jak to nazwać, w ciągu jednej sekundy przyszedł tak gwałtowny deszcz i wiatr ze wszystkich stron że zupełnie straciłem orientację w którym kierunku mam płynąć, fala zrobiła się taka duża że woda wlewała mi się do kajaka i bałem się że go zatopi. Na szczęście trwało to tylko kilkanaście sekund, ale jak do tej pory było to najbardziej niebezpieczne zdarzenie na tej wyprawie. Później było na zmianę raz wiatr, raz deszcz i tak do wieczora.
(czas podróży 12 godzin, przepłynąłem 36km)