
12-07-2017
Noteci ciąg dalszy. Wstałem bardzo wcześnie, pisząc bardzo wcześnie mam na myśli 3 rano. Po godzinie 4 już byłem na wodzie, słońce wychodziło zza gór, a na wodzie była mgła dosyć gęsta.
Na szczęście Noteć nie ma żadnych przeszkód, ani kamiennych ani zwalonych drzew, więc spokojnie sobie płynąłem bez obawy, że na coś trafię. Tak jak pisałem, brzegi rzeki są porośnięte wysokimi i gęstymi trzcinami, więc z trudem można znaleźć miejsce żeby wyjść z kajaka. Czasami przez parę godzin nie mogę się zatrzymać żeby rozprostować zdrętwiałe ręce, nogi i kręgosłup. Miłym przerywnikiem monotonni było spotkanie z kajakarzem z Włocławka, płynął pod prąd do Bydgoszczy, porozmawialiśmy chwilę kto gdzie płynie, ile czasu, wymieniliśmy trochę uwag o sprzęcie i każdy z nas popłynął w swoją drogę. Rzeka, za miejscowością Ujście, nabrała trochę innego charakteru. Zwiększył się prąd i pojawiły się drzewa przy brzegu. Ucieszyłem się, że to coś nowego w krajobrazie, ale długo to nie trwało bo za parę kilometrów znów tylko trzciny. Późnym popołudnie przypłynąłem do Mariny w Czarnkowie, miałem zostać na noc, ale wymyśliłem sobie, że jeszcze popłynę z godzinę, może dwie, i trochę podgonię. Z przemiłym Bosmanem wypiłem kawę trochę poopowiadałem o spływie i dalej w drogę. Wkrótce pożałowałem swojej decyzji bo zaczął padać deszcz i zerwał się wiatr, tak więc nie wiele podgoniłem i z trudem dopłynąłem do następnej śluzy. W nocy przeżyłem koszmar. O 1 obudziło mnie szarpanie namiotu i szum drzew pod którymi rozłożyłem namiot. Wiało bardzo mocno, drzewa uginały się pod naporem wiatru i deszczu ale pomyślałem, że to pewnie zaraz przeleci. O 2 w nocy nie przeleciało, a wręcz przeciwnie, wiatr przybrał na sile i tak szarpał namiotem bałem się, że zaraz mi go porwie, a gałęzie drzew tylko trzeszczały. Nie ma na co czekać pomyślałem, trzeba się zwijać z namiotem i gdzieś się schować. W deszczu i wichurze przeciągnąłem namiot kilkadziesiąt metrów, zza taką szopkę, żeby być osłoniętym od wiatru. Z wielkim trudem mi się to udało, byłem trochę zasłonięty od wściekłego wiatru i najważniejsze, że nie pod drzewami. Całe szczęście że w namiocie miałem suche ubranie w które zaraz się przebrałem, bo byłem cały mokry. Niestety do rana już nie spałem.
(czas podróży 9 godzin, przepłynąłem 40km)