Od Soliny do Szczecina

15-07-2017

15.07.2017 | 1 Minute Read

Rano okazało się, że rozbiłem się na miejscu wędkarzy. Na szczęście był tylko jeden i nawet dziwił się, że sobota i nie ma kolegów.

W trakcie mojego zwijania obozu i kawy pan złapał parę sztuk leszczy i chciał mi je podarować. W innych okolicznościach bardzo bym się ucieszył z takiego podarunku ale nie dzisiaj, z żalem odmówiłem prezentu, nie maiłbym gdzie ich usmażyć i na czym, bo kończy mi się gaz w butli i boję się, że do końca wyprawy mi nie wystarczy. Pomału już mi się wszystko kończy łącznie ze mną. Skóra na rękach popękała mi w kilku miejscach tak, że już nie wiem jak mam trzymać wiosła. Na nic smarowanie kremem, wielogodzinny kontakt z wiosłem, wodą i słońcem zrobiły swoje. Boli mnie jeszcze kręgosłup, na szczęście przestały drętwieć końcówki palców prawej ręki, coś co mi bardzo dokuczało od samego początku. No i jeszcze kajak mi przecieka, nie ma jakiegoś jednego wyraźnego uszkodzenia jest mnóstwo małych wgnieceń i zadrapań, suma tych wszystkich uszkodzeń powoduje, że na każdym postoju ze swojego przedziału wylewam 3-4 litry wody. Mam co prawda zestaw naprawczy, ale potrzebuję czasu i słońca żeby wysuszyć laminat bo widzę, że przecieka między warstwami. Już nie dużo zostało to może wytrzyma. No co tu dużo pisać, coraz bliżej celu czyli Szczecina to i paradoksalnie sił przybywa. Dziś w rekordowym czasie bo w 8 godzin zrobiłem ok 60 kilometrów. Wszystko mi pasowało, bystry prąd wody, nie było wiatru, ani deszczu. Na wieczór wylądowałem w Kostrzynie nad Odrą, tak więc mogę powiedzieć, że zakończyłem 6 odcinek wyprawy i jutro zaczynam 7 ostatni.


(czas podróży 9 godzin, przepłynąłem 60km)