
16-07-2017
Z Kostrzyna wypłynąłem koło 5 rano, kończyłem Wartę zaczynałem Odrę.
Miałem trochę obaw, ponieważ Odra oprócz odcinka Wrocławskiego jest mi zupełnie nieznana, z opisów w Internecie i różnych relacji wiem, że trzeba będzie uważać na duże zestawy barek, które pływają z towarami. Trochę miałem kłopotu na początku jak płynąć tzn. rzeka jest bardzo dobrze oznaczona znakami wyznaczającymi szlak, ale po szlaku nie chciałem płynąć. Natomiast na brzegu siedzieli, co kilkadziesiąt metrów wędkarze, tak, więc starałem się płynąć między szlakiem, a zarzuconymi wędkami. Nie przesadzę jak powiem, że wędkarzy były setki. Na szczęście tak płynąłem, że nie zerwałem nikomu żyłki i nikt nie rzucał we mnie kamieniami. Po prawej stronie Odry Polska, po lewej Niemcy, zrobiłem zdjęcie słupów granicznych, a na jakimś postoju zrobiłem sobie zdjęcie pamiątkowe przy takim polskim słupie. Po drodze minąłem prom o napędzie bocznokołowym „Bez granic”. Nie wiem, dlaczego ale dzisiejszy dzień był wybitnie kryzysowy, nic mi nie pasowało, wszystko mnie bolało, niby kilometry ubywały, ale strasznie szło ciężko postanowiłem, więc wcześnie skończyć i jakoś zamknąć ten dzień. Wiem z własnego doświadczenia, że na wyprawach zdarzają się takie dni, od rana nic nie wychodzi, tak było na wspólnych wyprawach z kolegami (nad Bajkał i do Chin) a także na tych moich samotnych. Szczęście jest takie, że kryzys trwał zawsze tylko jeden dzień i teraz też miałem nadzieję, że jutro będzie lepiej. Dosyć długo nie mogłem znaleźć miejsca na nocleg a to brzegi wysokie, a to wędkarze, a to teren podmokły, wreszcie znalazłem jakiś wąski pasek przy brzegu, bardzo nierówny i nawet mi nie przeszkadzało, że zsuwałem się z karimaty (zrobiłem zdjęcie namiotu, ale aż tak dobrze tego nie widać). Musiałem sobie położyć worki z ubraniami żeby jakoś odgrodzić się od ściany namiotu. Dzień chłody a wieczór zimny. O 19 już spałem, jutro będzie lepiej.
(czas podróży 10 godzin, przepłynąłem 40km)