
21-07-2017
Wyprawa zakończona, czas na jakieś podsumowanie. Cieszę się, że przepłynąłem cały zadany sobie odcinek.
Prawdę powiedziawszy pomimo kilku trudniejszych dni nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym skończyć wcześniej. Oczywiście brałem pod uwagę zdarzenia losowe, sprawy rodzinne, jakaś kontuzja, czy choroba, które zmusiłyby mnie do przerwania wyprawy. Wiedziałem jednak, że jeśli teraz nie przepłynę całości będę musiał płynąć jeszcze raz, po prostu nie lubię mieć spraw niedokończonych. Dlatego też sprawa wyjazdu ponownego do Magadanu jest pierwsza na liści wypraw do zrobienia. Zmęczenie mija, zostają wspomnienia, zastanawiam się jak podsumować te 4 tygodnie w podróży? Mam poczucie zwycięstwa: nad sobą, nad swoimi słabościami, lękami, troszeczkę nad przyrodą. Mam poczucie radości z osiągnięcia celu, który sobie postawiłem, i że udało mi się szczęśliwie dopłynąć do Szczecina. Tak jak pisałem wcześniej lubię spotykać ludzi i z nimi rozmawiać, na kajaku trochę to było utrudnione, ale i tak poznałem paru ciekawych ludzi. Powoli wdrażam się w rytm domowy i zawodowy i już zaczyna mi coraz bardziej towarzyszyć uczucie pewnego żalu, że przygoda już się skończyła. Trudno, trzeba będzie czekać do przyszłego roku. Mam, co prawda głowę nabitą pomysłami na kolejną samotną wyprawę, (że nawet strach o nich myśleć), ale tym na razie nie mówię nikomu.
Podziękowania:
Mojej żonie Małgosi, za cierpliwość i wyrozumiałość dla mnie i moich pomysłów. Za codzienny kontakt i telefoniczny, za miłość i ciepłe słowa, które dodawały mi otuchy.
Moim dzieciom Weronice i Karolowi, za pomoc przy organizacji wyjazdu, za przejęcie moich obowiązków domowych i zawodowych.
Jankowi Woźnicy, za to, że po raz kolejny był moim dobrym duchem i opiekunem wyprawowym. Pomagał mi na Syberii, pomagał mi i teraz. Zajmował się blogiem, przesyłał mi serwisy pogodowe i w dosyć specyficzny, ale charakterystyczny dla siebie sposób dodawał mi sił.
Jackowi Kurzawskiemu, za wywiezienie mnie w Bieszczady na start i przywiezienie ze Szczecina, i za wszelką pomoc.
Dziękuję też wszystkim czytelnikom bloga, starałem się pisać krótko treściwie i bez przynudzania (pewnie w pełni mi się to nie udało). Pisałem o tym, co mnie spotkało i co przeżyłem. Zastrzykiem energii były dla mnie odwiedziny mojej Małgosi w Zawichoście, Joli i Klaudii w Toruniu, a także Marioli i Darka w Bydgoszczy. Na koniec jeszcze dwa zdjęcia: z miejsca startu na rzece San i ze Szczecina.